Nie będziesz szczęśliwa

Nie będziesz szczęśliwa, Wydawnictwo Literatura, 2025
Wydawnictwo Literatura, 2025

Biserka Čejović, Jakby jutra miało nie być, w Książki. Magazyn do czytania, Wyborcza Sp. z o.o., luty 2025, s. 124-125.

Rozdział 1

Łucja jest z Pyrką w lesie. Suka prowadzi. To część lasu, który zna jak własne łapy, które codziennie wieczorem liże przez paręnaście minut, ale co chwilę ogląda się w stronę dziewczyny. Wtedy Łucja musi powiedzieć: „Idę, idę. Mądra psina”. Taki mają zwyczaj. 

Stara się codziennie tak spacerować. Raz krócej, raz dłużej.

Dziewczyna lubi świat o tej porze. Jego spokój, zapach, światło. To fajny początek dnia. Można bez pośpiechu pooglądać swoje myśli, zrobić plany. Lubi też siebie o tej porze. Jest zdecydowana, asertywna, poukładana wewnętrznie. Pełna jasności.

Pyrka szczeka i pędem rusza w kierunku strumyka, żeby chłeptać wodę. Łucja w tym czasie napełni butelkę. Każdy łyk w ciągu dnia będzie jej przypominał o poranku, o tym, jak się wtedy czuła. 

Suka już się napiła. Staje wyczekująco przed Łucją. Jej kasztanowe ślepia lśnią radością. Kudłaty ogon miarowo porusza się raz w prawo, raz w lewo.

Dziewczyna patrzy na nią z uśmiechem. Raz nazywa ją „Pyrką”, a innym razem „Białą”, w zależności od nastroju.

– Biała, co tam? Masz siłę odwiedzić Drzewo? – pyta, a pies, szczeka i wzmaga taniec ogona.

Butelka jest już w plecaku, można iść dalej. Trzeba przejść przez jar, w którym płynie Racławka, niosąc plastikowe butelki i inne śmieci. Potem przez pola i dalej droga jest już prosta.

Łucja natknęła się na Drzewo mniej więcej trzy lata temu, przez przypadek. Pyrka pełna zapału pognała za królikiem, a ona pełna strachu za nią. Trafiły do części lasu, której dziewczyna nie znała. Starała się zapamiętać drogę powrotną. Dogoniła sukę nad strumieniem, kiedy ta znieruchomiała wpatrzona w ogromną żabę. Nawtykała jej wtedy od suczych uciekinierek.

I nagle zauważyła Drzewo. 

To świerk, ale odmienny od tych, które go otaczają. Tamte, wysokie i smukłe, ciągną w górę do słońca, szukając światła. Ten Łucji jest dziwnie powykręcany, ma jasną korę, która wydaje się mniej chropowata niż normalnie. Dla dziewczyny Drzewo ma swój własny, charakterystyczny zapach. Kiedy przytula do niego nos, wyczuwa delikatną nutkę przypominającą zapach kadzidła.

Drzewo idealnie nadaje się do tego, aby w gęstwinie jego gałęzi wieszać na sznurkach czy nitkach kolorowe koraliki, papierki, srocze ozdoby. Łucja robi tak od pierwszego spotkania. Wtedy zawiesiła żółtą smyczkę, którą odpięła od kluczy. Wtedy też podniosła z mchu kilkanaście igieł, które do dziś nosi w etui na komórkę. Często ich dotyka, wącha, układa w różne wzory. Uspakaja ją to.

Dziś na gałęziach rozpina czerwone plastikowe korale. Parę dni temu znalazła je na strychu, leżały w kartonie między pustymi słoikami. Powieszę głęboko, głębiej – postanawia. Jak zawsze łatwo zaplanować, trudniej wykonać. Łucja ma pełno igieł we włosach, pod koszulką, czuje je nawet w majtkach. Gałązki drapią po twarzy, rękach. Pyrka pomaga, jak umie, czyli szczeka radośnie.

Korale już dyndają obok spłowiałego pęku wstążek, które zawisły tu parę miesięcy temu jako podziękowanie za szóstkę z testu z matmy.

Dziewczyna zdejmuje trampki i skarpetki. Zamyka oczy, bierze głęboki wdech, przytula czoło do Drzewa i obejmuje je. Otula ją niezwykły zapach. Czuć intensywnie żywicę, liście. Kiedy była młodsza, miała wrażenie, że w trakcie tych przytulasów z jej stóp wyrastają cieniutkie, delikatne korzenie, że wrasta nimi w ziemię, docierając do jej wnętrza. Że słyszy, jak pod jasną korą krążą życiodajne soki, jak śpiewają nowo narodzone igiełki.

Teraz już nie słyszy, ale doskonale pamięta tamte dźwięki. Zapadły w nią głęboko. Gdyby miała je narysować, byłyby zielone wiosenną świeżością i niepewnością. 

– Do jutra. – Delikatnie głaszcze pień. – Oby nikt cię nie odlazł. Oby nikt cię nie odnalazł – powtarza.

Elementarz. Moje pierwsze czytanki

Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2022


Lenka ma farby. A to kot Lenki. Itek. To nawet nie kot, tylko kotek. Ma delikatne futerko. A teraz Itek ma plamy – na ogonku i obok prawego oka.

***

Puk, puk, stuk, stuk. Co tak puka? Kto to stuka? Tata robi domek. Dla ptaka? Nie. Dla Antka i dla Leonka. Ale dla Leonka to dopiero za kilka lat.

Czarodziejka osobliwa. Opowieść o Marii Konopnickiej

Wydawnictwo Literatura, 2022

Jest słoneczny sierpień. Gorąco, dlatego dla ochłody skropiono chodniki wodą. Janek idzie z Laurką, Zosią i Wandzią. Najmłodsza Jadwisia drepcze obok tatki, widać, że jest już zmęczona, a przed nimi wciąż kawał drogi. A jeszcze czeka ich powrót! Mania kroczy samotnie. Może spokojnie obserwować,rozmyślać. Tatko jeszcze bardziej sposępnieje, gdy dotrą na cmentarz. Na razie marszczy brwi na widok dwujęzycznych szyldów* wiszących nad wejściami do sklepów, kawiarni, restauracji czy barów, na widok stójkowych, którym wyraźnie jest za gorąco w ich granatowych mundurach. W czasach, gdy Polska znajduje się pod zaborami, jest to niestety codzienny widok, ale tatko reaguje tak za każdym razem.

Rodzeństwo strzela oczami na prawo i lewo. Wszystko im się podoba, wszystko interesuje. Wesoły kundelek, stadko wróbli, które przysiadło obok starszej pani karmiącej je ziarnami, dzieci bawiące się na pobliskim skwerze czy przejeżdżające dorożki. Mania wie, że brat i siostry nie mogą się doczekać, kiedy będą przechodzić obok sklepu z zabawkami. Na jego wystawie pyszni się kasztanowy koń na biegunach, jest domek dla lalek, są ołowiane żołnierzyki, leżą loteryjki, kredki, farby, książeczki do kolorowania. Błyskają szklane kulki. Pełno jest glinianych ptaszków, trąbek, bębenków, blaszanych kogutków i drewnianych klocków.

Dla Mani najwspanialsze sklepy to księgarnie. Zna poezje Jana Kochanowskiego* oraz innych polskich poetów. Nawet tych, których pisma zostały wydane na emigracji i które są zakazane w kraju. To zasługa tatki, który oprócz swojej pracy jako prawnik, wieczorami zajmuje się domowym kształceniem dzieci. Czyta im psalmy, Ewangelię, teksty greckich i łacińskich autorów. Niektóre tłumaczenia są jego własne. Są tacy, którzy uważają, że to zbyt trudne teksty na tak małe głowy, za trudne tematy. Pan Józef uczy dzieci historii Polski i miłości do niej. Jest wielkim patriotą, o czym wiedzą wszyscy, którzy go znają.
– Wiesz co? – Do Mani dołącza Wandzia. I maszerują obok siebie dwie siostry. Smukła Wandzia z szafirowymi oczami i niższa Mania z jasnymi włosami, które mają lekko rdzawy odcień i lubią się kręcić. – Ile razy tędy idę, przypominają mi się Suwałki ze swoimi kamienicami – mówi z lekką dumą, bo uważa, że jako najstarsza z rodzeństwa ma najwięcej wspomnień związanych z tym miastem.
– Aha – mruczy Mania. Nie za bardzo pamięta Suwałki z ich główną ulicą, przy której w murowanych domach mieściły się co ważniejsze urzędy i sklepy.
– A co pamiętasz z domu rodzinnego?
– Meble, tapetę w kwiaty, pokój tatki, gdzie przyjmował interesantów. Choć najczęściej pracował poza nim.
– A podwórko? Odgrodzone bramą od ulicy? Studnię? Drwalkę? – dopytuje się Wandzia.
– Zabawy z dziećmi naszego stróża Piotra…
– Pawła – poprawia Wandzia.
– Pawła. Rodzicom się nie podobało. Mówili, że to „bardzo brzydka” rzecz. – Mania lekko się krzywi.
We wspomnieniach powracają też miejscowości, do których rodzina Wasiłowskich jeździła na letni wypoczynek. Mała Mania zbierała błyszczące kamyki i szkiełka, a potem zakopywała je w różnych częściach tamtejszych ogrodów.
– A Anusia nasza najukochańsza? – odzywa się Janek, który od pewnego czasu przysłuchuje się rozmowie sióstr.

I rodzeństwo patrzy na siebie porozumiewawczo. W rodzinnym domu była kucharka, były służące. Ale tylko Anusia została w sercach dzieci. Śpiewała pieśni kościelne, znała bajki i chyba wszystkie historie o świętych z najdrobniejszymi szczegółami. Opowiadała je wieczorami, bo wtedy najlepiej się słucha.
– Chwaliła mnie za wielkie zdolności do robótek ręcznych – mówi Mania, a Janek wraca do młodszego rodzeństwa. Nie interesują go rozmowy o szyciu.
– Ach, te nasze zabawy, że jesteśmy mamusiami, że mamy dzieci – szepcze Wandzia.
– Pamiętasz jej łóżko? – podpytuje Mania z błyszczącymi oczami. – Ze stosem poduszek, który tak bardzo nam się podobał? Jak się wzięło ręcznik, zrobiło z niego węzełek, a potem wepchnęło do niego jasiek, to miałyśmy dzieckow beciku.
– Anusia najczęściej dawała nam do zabawy stołeczek. Jaśkiem wolno było bawić się tylko wtedy, gdy w planach było pranie.
Siostry chętnie by się pośmiały, ale czują, że nie wypada. Zrobiłyby tatce przykrość. Odkąd mamy nie ma, nic już nie jest tak samo.
– Co jeszcze pamiętasz? – pyta Wandzia.
Teraz Mania nie musi wysilać pamięci. Odpowiedź przychodzi od razu:
– Że przy wszystkich tych czynnościach układałam sobie w głowie piosenki i wierszyki.