Gałgankowy, kolorowy tułów pasował zarówno do kota jak i do psa. Ale jak na kota, ogon był zdecydowanie za krótki. A smukły pyszczek z zielonymi ślepiami wcale nie miał wąsów.
– Tyle lat szyję pluszowe zwierzaki i pierwszy raz wyszedł mi taki cudak. Ni kot, ni pies. Taki Kotopies – powiedziała z niezadowoleniem w głosie pani Jola i wrzuciła zabawkę do wiklinowego kosza, w którym leżały skrawki materiałów i futerek.
Potem kosz wraz z całą zawartością został wyniesiony na strych.
Na piętrze domu powstawały nowe kotki, pieski, nawet niedźwiadki z kolorowymi plecaczkami, a Kotopies jak leżał na strychu, tak leżał. Coraz bardziej smutny i coraz bardziej zakurzony.
Któregoś dnia, na strychu, pojawiły się dzieci. Bawiły się w szukanie skarbu. Mała Dziewczynka i Chłopiec. Przyjechali na parę dni do swojej babci, pani Joli.
– Patrz, co znalazłam! – zawołała Mała Dziewczynka i pokazała Chłopcu zakurzonego pluszaka. – To chyba… kot.
– Pies – poprawił ją Chłopiec. – Kot miałby wąsy. A ten nie ma. I inne łapy. Zresztą wszystko jedno. Doczepimy mu skrzydła z kartonu i będzie udawał potwora. Ale z niego paskuda! – zaśmiał się, a Kotopies posmutniał.
Mała Dziewczynka zniosła pluszaka ze strychu, chciała zawiązać mu kokardę na szyi i przedstawić pozostałym zabawkom, ale zapomniała o tym wszystkim, bo Chłopiec zaproponował jej wycieczkę nad staw.
Wakacje Małej Dziewczynki i Chłopca dobiegały końca. Dzieci miały wrócić do swojego domu, w wielkim mieście.
W ostatniej chwili, gdy wsiadały do samochodu, Mała Dziewczynka zauważyła porzuconego Kotopsa w kącie korytarza. Zrobiło jej się przykro, bo wyglądał na bardzo nieszczęśliwego i bardzo samotnego, więc czym prędzej zapakowała go do swojego zielonego plecaka.
Gdy przyjechali do domu, najpierw mama wykąpała Małą Dziewczynkę, a potem ta, wykąpała pluszaka. Wylała na niego dużo szamponu i wyszorowała szczotką. Kotopsu nawet to się podobało. Nie podobało mu się za to suszenie suszarką.
– Ładny ma pyszczek – powiedziała Mała Dziewczynka, gdy pluszak już wysechł i zaczął układać się do spania na puchatym ręczniku.
– Z wąsami byłby ładniejszy – zaśmiał się Chłopiec.
– Mnie się i tak podoba – uśmiechnęła się i cmoknęła Kotopsa w kolorowe ucho.
Kotopies zamieszkał w pokoju Małej Dziewczynki.
W dzień siedział na jej biurku i patrzył, jak odrabia lekcje. Najbardziej lubił, gdy pisała literki. Na początku wszystkie były krzywe, z czasem zaczęły wyglądać coraz ładniej. Podobało mu się również, gdy Mała Dziewczynka rysowała.
I cały czas do niego mówiła. To było najwspanialsze. Opowiadała o szkole, o koleżankach, o tym, co przeczytała w książce, kogo spotkała w sklepie, gdy Mama wysłała ją po mleko, o lekcjach rysunku i angielskiego. Gdyby Kotopies potrafił mówić, mógłby pochwalić się, ile zna angielskich słówek. Prawie tyle samo, co jego mała przyjaciółka.
W nocy spali na jednej poduszce.
Kotopies jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy. Pokochał swoją przyjaciółkę całym trocinowym serduszkiem.
Któregoś dnia, do Małej Dziewczynki przyszły jej koleżanki ze szkoły. Pograły chwilę na komputerze w dużym pokoju, a potem zaczęły się bawić lalkami.
– Ale brzydal – zaśmiała się naraz Jakaś Dziewczynka na widok Kotopsa siedzącego na biurku.
– Okropny – przytaknęła Inna Dziewczynka.
– Ja go bardzo lubię – powiedziała Mała Dziewczynka, a szczęśliwy Kotopies uśmiechnął się do niej.
– Mam takiego wielkiego białego misia. O, takiego – zamachała rękami Jakaś Dziewczynka.- Był bardzo drogi. Chyba najdroższy w sklepie – dodała z dumą w głosie.
– A ja dostałam od cioci żółciutką żyrafę – pochwaliła się Inna Dziewczynka. – Z Paryża. A ty skąd masz tego dziwaka?
– Ze strychu babci.
– Ja to wstydziłabym się bawić taką brzydką i starą zabawką!
Jakaś Dziewczynka i Inna Dziewczynka parsknęły śmiechem. Kotopsu zrobiło się przykro. I nie dlatego, że został tak nazwany, ale na widok smutnej miny swojej przyjaciółki