Wyć się chce

Nasza Księgarnia 2009

Literatura 2018

  Szłam do Marleny.
Miałam kolejnego doła. Po awanturze z matką o to, że powinnam posprzątać w kuchni, bo to przecież żadna filozofia. Wystarczyło włączyć zmywarkę, poukładać na stole i zamieść podłogę, ewentualnie przelecieć po niej mopem. Moje tłumaczenie, że wróciłam kilkanaście minut przed matką, w ogóle do niej nie docierało. Powinnam to zrobić, i już.
Za mną była już ponad połowa Błoń, psia kupa, w którą udało mi się wdepnąć prawym butem, coraz mniej wściekłości i coraz więcej smutku, że to kolejna – a nie ostatnia – awantura.
Nie ostatnie nazwanie mnie „kretynką”.
Nie ostatnie retoryczne pytanie: „rozumu nie masz?”.
Wrócę wieczorem, ja i matka będziemy udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, a potem – wcześniej czy później – znowu zacznie się na mnie wydzierać.
– Musiałam wyjść z tego cholernego domu – mruknęłam, ledwo tylko Marlena otworzyła mi drzwi.
– Dziesięć groszy – powiedziała.
Jasnowłosa, wysoka, z taką uduchowioną twarzą. Nadal opalona po wakacjach w Egipcie. Ostatnio ubierała się wyłącznie na czarno. I zaczęła się malować. W efekcie wyglądała rewelacyjnie. Też bym tak chciała. Ale z moją drobną budową i zwykłą twarzą musiałabym wcześniej zainwestować w operacje plastyczne. Nie wszystko bym zmieniła. Oczy zostawiłabym na pewno, ale ogólnie naciągnęłabym się na długość.
– Mogę od razu dać złotówkę. – Skrzywiłam się. – Mam potrzebę przeklinania.
– Co się stało?
– To, co zawsze. – Wzruszyłam ramionami. Czyli nie ma nic konkretnego do opowiedzenia, a wyć się chce. – Chwilę posiedzę, co?
– Siedź, ile chcesz. – Powtórzyła mój gest. – Jesteśmy same. Starzy w galerii z Młodym. Próbują mu kupić jakieś spodnie i koszule, ale to raczej przegrana sprawa, bo Młody jest za gruby na swój wiek.
–  Super. Nie mam dziś siły na ludzi.
Jej rodzina kupowała ciuchy z taką częstotliwością, jak moja masło. Jej rodzina, czyli rodzice i młodszy brat Adrian, tęgi, powolny dziewięciolatek, którego nie można było nigdy niczym zdenerwować.
Beżowo-białym holem dotarłyśmy do pokoju Marleny. Tak naprawdę, to były dwa pokoje połączone przesuwną ścianką. Jeden był do życia, drugi do spania. Ten do życia miał żółte, wesołe ściany, drugi – zgaszone, szarozielone. Stało w nim zajefajne łóżko z Ikei, takie z metalowymi ściankami, stolik ze szklanym blatem i antyczna biblioteczka.
Ta biblioteczka działała na mnie wybitnie przygnębiająco. Marlena przetrzymywała w niej tony swoich zeszytów, kartek, karteczek z wierszami, opowiadaniami, fragmentami powieści i rysunkami.
Ja z artystycznych rzeczy potrafiłam zrobić kolczyki, bransoletki, wisiorki, ładnie poukładać na kromce ser, wędlinę, plasterek pomidora, ogórka i posypać to artystycznie pietruszką. Jeśli akurat była w domu.
– A co u ciebie? – spytałam, siadając w jednym z foteli, które stały w żółtym pokoju. Miała ich cztery. Każdy, jak to się mówi, z innej parafii. Najstarszy był zielony, z racji wieku już mocno podniszczony. Pamiątka rodzinna. Moim faworytem był bambusowy, przywieszony do sufitu. Mogłam się w nim godzinami delikatnie kołysać. I nawet nie miałam wtedy tej swojej okropnej choroby lokomocyjnej. Był jeszcze skórzany, tzw. „klubowy”,którego nie lubiłam i nijaki szary, przykryty kwiecistą narzutą.
Marlena siedziała na oparciu zielonego uszaka, na którym wedle rodzinnego przekazu siadywał sam Witkacy, gdy odwiedzał babkę ciotki, albo ciotkę babki. Nie pamiętałam dokładnie. Marlena wierzyła w dobre fluidy w nim zaklęte.
– A dobrze, zaraz ci powiem. Na razie obowiązek. – Podeszła do biblioteczki i z półki zdjęła szklany słoik. Brudnosłówka. U mnie w pokoju stał taki sam drugi. U każdej z nas wypełniony był drobnymi mniej więcej w jednej trzeciej. Umowa była taka, że jeśli drobnicy zbierze się jeszcze więcej, to zrobimy krótkie rozpoznanie w pobliskich sklepach i tam, gdzie przy kasie będzie siedziała panna z najdłuższymi tipsami, poprosimy o zamienienie drobnych na grubsze. Odkręciła zakrętkę i podstawiła mi go pod nos.
– Wrzucaj.
– Cholera, cholera, cholera – mruknęłam i wrzuciłam złotówkę. – Reszty nie trzeba, na pewno dziś ją wykorzystam. Mów.
– Stara mnie dziś wzięła na rozmowę. – Odstawiła słoik na miejsce.
– Widać taki dziś… rozmowny dzień – burknęłam i zaczęłam drapać palcami plamę na kolanie spodni. Chyba zaschnięty ketchup. – O czym ta rozmowa? O ocenach? Że możesz się lepiej uczyć? Że mogłaś przelecieć mopem?
– Jakim znowu mopem? – Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
– Nieważne. Tak mi się coś przypomniało. To, o czym sobie pogadałyście?
– Dobrze, że siedzisz, bo byś się przewróciła, jak usłyszysz. - Zaśmiała się.
– Zamiast liceum proponują ci gastronomik. – Bujnęłam się raz i drugi. – Będziesz realizować się jako kucharka. Albo coś tam takiego, że potem jesteś fryzjerką.
– Julka, a tobie co się dziś stało? Coś cię ugryzło? – Zerknęła na mnie kpiąco. – Zupełnie inne klimaty. Stara chciała spytać, czy może wyrwać się ze starym na trzy dni i czy ja przez ten czas przejmę opiekę nad Młodym. Przy pomocy ciotek, babci i zaprzyjaźnionej pani Iwonki.
– A gdzie się chcą wyrwać?
– Bąkała coś o Wenecji, zabytkach, galeriach, ale podejrzewam, że po prostu do pokoju hotelowego z dużym łóżkiem.
Niby ludzka sprawa, ale jakoś poczułam się niezręcznie. Seks i rodzice? Seks i moi rodzice? No, tego to już w ogóle nie chciałam sobie wyobrażać. Ale przecież muszą to robić. Bosz! Kiedy? Jak? Czy ja wtedy jestem w domu?
Przymknęłam oczy i znowu się bujnęłam. Wspaniale uczucie. Kurcze, kupię sobie taki sam. Wypieprzę z pokoju tę niby-biblioteczkę, której nigdy nie lubiłam i tam zmieszczę wisielca.
I tak fruwałam pod sufitem, nad puchatym dywanem. Zastanawiałam się, jak bym urządziła swój pokój, gdybym miała tyle kasy, ile Marlena.
Podobny fruwający fotel, ale zielony. Podobny puchaty dywan.
Inne łóżko. Zdecydowanie mniej metalowe, bardziej przytulne.
Biurko takie samo.
Takie same zasłony i takie same żaluzje w kremowe serduszka.
Taka sama fryzura…
Przy kolejnym bujnięciu coś zrozumiałam.
Z naszej dwójki Marlena była tą fajniejszą.
Ta świadomość wcale mi nie przeszkadzała.
Byłam szczęśliwa, że ktoś taki jak ona zaprzyjaźnił się z kimś takim jak ja.