Kraina Kolorów – Księga Intryg

Iskry 1999

„Kraina Kolorów. Księga Intryg”. Druga w kolejności a pierwsza pod względem chronologii wydarzeń powieść z magicznego cyklu Kraina Kolorów. I tu, podobnie jak w „Księdze Nadziei”, młodzi czytelnicy przeniosą się wraz z bohaterami w świat czarów, nieprawdopodobnych przygód i zmagań dobra ze złem.


Nasz prześladowca wspinał się wytrwale, choć powoli. Jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, zanim On zdąży się wspiąć do purpurowego krzaka, ja już dawno zejdę z mostu i będę biegła dalej przed siebie.
– Smocurku!
– Wszystko będzie dobrze. Myśl o sobie! – odkrzyknął.
W tej samej chwili coś złapało mnie za nogę. Szara, wielka ręka wyłaniająca się spod mostu. Tuż obok niej pojawiła się druga, a potem szara głowa z zamkniętymi oczami i sinymi ustami. Kolejny On, nie zwalniając uścisku na mojej kostce, wspinał się na most. Zaszumiały skrzydła, nad Onym zawisł w powietrzu Smocurek. Strzelił ogniem w szarą rękę. On wydał głuchy dźwięk i zwolnił uścisk.
– Biegnij w drugą stronę! – polecił smok.
Odwróciłam się i pobiegłam. Za plecami słyszałam odgłosy walki, głuche jęki Onego. Byłam w połowie mostu, gdy znów coś chwyciło mnie za nogę. Kilkunasto Onych wchodziło na most. Jeden już stał, inny dopiero przechodził przez liny. Ten, który trzymał mnie za nogę, tkwił bez ruchu. Most zaczął podejrzanie trzeszczeć. Starałam się uwolnić, szarpiąc się na wszystkie strony, ale uścisk na mojej kostce nie zelżał nawet odrobinę.
Chciałam zawołać Smocurka na pomoc, ale w tej samej chwili pękły liny mocujące most nad wąwozem. Zawisłam głową w dół. Na kamieniach leżało kilka ciał Onych. Widok był przerażający, zamknęłam oczy i zawołałam:
– Smocurku! – mój głos zabrzmiał dziwnie słabo, przypominał kwilenie ptaka.
Spadałam. Kamienie były coraz bliżej. Byłam jak sparaliżowana, w głowie rozbrzmiewał mi łoskot tętniącej krwi.
– Machaj skrzydłami – usłyszałam naraz obok siebie, odwróciłam apatycznie głowę. Ujrzałam Smocurka. – Leć, rób tak! – Zafalował błoniastymi skrzydłami. Widziałam jego ranę.
Pruszyłam kilkakrotnie ramionami i znowu byłam bliżej chmur niż wody. Most wisiał przyczepiony do skały obok purpurowego krzaka. Kilku Onych próbowało wspinać się po nim na ścieżkę.
– Za mną! Za mną! – zawołał Smocurek. – Nie oglądaj się!
Znowu poruszałam ramionami i znalazłam się blisko Smocurkowego ogona. I dopiero w tej chwili przyszło zrozumienie. Leciałam! Lecz jak to było możliwe? Przekręciłam głowę. Z moich ramion wyrastały niebieskie skrzydła. Byłam ptakiem!