Jest taka historia. Opowieść o Januszu Korczaku.

Wydawnictwo Literatura, 2016, 2020, 2021

Wydanie czeskie, Wydawnictwo Albatros, 2024

Jest taka historia, która słyszałem już wiele razy. Lubię ją. Przy jednych fragmentach śmieję się, przy innych czuję,  jak mnie coś ściska w brzuchu i w gardle. Są też fragmenty, które słyszę po raz pierwszy. To historia, którą opowiada mi moja Babcia. I pewnie opowie mi ją jeszcze nie raz. Pytam czasami o te same rzeczy, bo nie wszystko rozumiem, i  Babcia mi cierpliwie tłumaczy.  I czasami mnie zaskakuje nowymi fragmentami.
Dzisiaj znowu jej słucham. Babci mi ją opowiada. Bo jestem chory. Leżę w łóżku, obok mnie syropy, tabletki od bólu gardła, krople do ucha, paczki chusteczek i jakieś inne lekarstwa, które przypisała mi pani doktor.
Ale najpierw się przedstawię. Jestem Jasiek, chodzę do trzeciej c. Mam mamę, tatę, młodszego brata Julka, który ma dopiero 4 miesiące, starszą i kłótliwą siostrę  Zuzę, która robi więcej zamieszania od Julka. Od paru lat, dokładnie od śmierci mojego dziadka, mieszka  z nami babci Frania.  Aha, jest jeszcze kotka, Pufka  i pies Maks.
Czasami nas dużo, za dużo. Czasami za głośno. Ale nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Żebym nie miał mamy, albo taty, babci, Julka,  albo tej kłótliwej Zuzy…

A moja babcia, gdy była jeszcze małą Franią, to było na długo przed drugą wojną światową, gdy nie miała siwych włosów, tylko czarne, dwa warkocze, gdy potrafiła robić szpagat i chodzić po drzewach,  była sama jak palec. Babcia tak o sobie mówi. „Byłam samiutka, jak palec. Rodzice mnie wcześnie odumarli”. Brzmi dziwnie, ale chodzi o to, że  nie miała  domu, ani nikogo bliskiego.
I gdy miała  5 albo 6 lat,   trafiła do sierocińca. I tam, tej mojej Frani, było bardzo źle. Krzyczeli na nią, o byle głupstwo, Miała brzydkie, brudne sukienki. Cały czas była głodna,  i z tego głodu,  śnił jej się chleb, kiełbasa i ciastka. Często płakała. I wtedy przytulała się do swojej szmatki, która kiedyś była  biała w czerwone i niebieskie różyczki, a teraz była szara i żadnych kwiatków już na niej nie było widać. Ale Frania tę szmatkę kochała, bo była z kawałka bluzki jej mamy.
Inne dzieci też płakały.
Któregoś dnia, do tego sierocińca, przyszła pani z pięknej ciemnej sukni ozdobionej koronkowym kołnierzykiem. I ta pani nie krzyczała, tylko miłym głosem wyjaśniła dzieciom, że teraz będą mieszkać gdzie indziej. Też w Warszawie, na ulicy Krochmalnej 92. I zaprowadziła tam Franię, i innych, nawet tego wielkiego Arona, który lubił bić innych chłopców i dokuczać dziewczynkom.  Ja to bym Arona zostawił. No, ale go ze sobą wzięli.
Na ulicy Krochmalnej był   wielki, piękny budynek. Biały,  z tablicą „Dom Sierot”. I tam Frania wtedy po raz pierwszy zobaczyła Panadoktora. Stał przed  głównym wejściem i czekał na dzieci, żeby się  z nimi przywitać. Babcia, gdy to opowiada, a lubi tę część,  mówi: „Pandoktor się do nas uśmiechał”, „Jak tylko go zobaczyłam, to wiedziałam, że Pandoktor, to dobry człowiek”. I  mówi „Pandoktor”, tak, jakby to był jeden wyraz.
A  ja ją poprawiam:
– Babciu. Pa-na-dok-tor,  dwa wyrazy.
A ona  kręci głową, że  nie. Bo jako dziecko tak się do niego zwracała, bo tak mówili wszyscy. Jednym tchem. ”Pandoktor”  i tak już zostanie.
Wiec ten Pandoktor, taki szczupły, z bródką, w okularach, to się okazało, że to nie tylko pan doktor, czyli lekarz, ale też  i dyrektor tego sierocińca. Najważniejszy. A inna najważniejsza osoba, to była pani Stefa Wilczyńska. On był taki tata dla dzieci, ona taka mama.
Aron, to już w pierwszy dzień zniszczył swoją szafkę. A gdy go pytali, kto to zrobił, to on mówił, że nie wie. A ktoś inny stłukł swój talerz, i też oczywiście nie wiedział, kto to zrobił.
– No, ciężko mieli z nami. Nie z wszystkim, ale z niektórymi. Z łobuzami – mówi babcia i podaje mi kubek z herbata i sokiem malinowym. – Pamiętam, jak jeden z takich małych chłopaków, kranu nie zakręcił w łazience i cała podłoga była zalana.
– U nas w szkole jest taki Filipek z II. Mówimy na niego Szalony Filipek,  on w tym roku już dwa razy zalał łazienkę.
– A inny wlał kapuśniak do umywalki. A Basia,  się rozpłakała, gdy zobaczyła łóżko w którym miała spać.
– Brzydkie było? – nie rozumiem.