Eliksir przygód

Iskry 1995, 1997, 1999

Literatura 2002

Literatura 2004

Literatura 2014

„Eliksir przygód” to powieść łącząca w sobie dwie perspektywy czasowe – odległy siedemnasty wiek i współczesność. Młodzi bohaterowie odnajdują w ruinach zamku dziewczynkę, która za sprawą czarodziejskiego eliksiru przeniosła się w XX wiek. Zabawne przygody młodych bohaterów, magia, alchemia, współczesny świat widziany oczyma dziewczynki urodzonej w siedemnastym wieku, to tylko niektóre elementy atrakcyjnej fabuły. Do niewątpliwych zalet książki należy zastosowanie siedemnastowiecznej stylizacji językowej.


Rozdział 10

Niespodziewanie uśmiechnęła się do mnie.
– Nie masz się czego obawiać. Jeszcze wczora Kornelia objaśnienia mi dała wszystkie o łazience i tualecie.
– Toalecie – poprawiłam bezwiednie. – Naprawdę? – popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Tak, a ową szczoteczkę, co mi ją tera naszykowałaś, to weź. Mam juże takową od Kornelii. Jeno barwy zielonej.
– I też wiesz co się nią robi?
– Wszystko wiem. Spokojna być możesz.
Dość długo urzędowałam w kuchni. Helenka nadal pozostawała w łazience, więc zaniepokojona pukałam parę razy do niej, ale za każdym razem słyszałam, że wszystko jest w porządku. Na podłodze pod drzwiami zostawiłam dla niej swoją sukienkę (żeby nie musiała wchodzić w wiek XX w portkach), o czym krzyknęłam i wróciłam do kuchni. Dopiero krojąc pomidory uprzytomniłam sobie, że z łazienki dochodził bardzo miły, ale niesłychanie intensywny zapach…
– Muszę wejść – załomotałam pięściami w drzwi.
– A i dobrze…
Weszłam i ujrzałam niecodzienny widok. Helenka czerwona jak rak siedziała w wannie, a właściwie w górze piany. Pachniało proszkiem do prania.
– Helenka… – jęknęłam i usiadłam na dywaniku – coś ty najlepszego zrobiła?
Czerwonolica Helenka przemówiła płaczliwym głosem:
– Toć zrobiłam właściwie. Tak jak Kornelia mi prawiła.
– Tak? – zainteresowałam się – Opowiedz.
– Z pierwa zatkałam wannę. Weszłam do niej i oną gałeczką pokręciłam – wskazała na kurek od zimnej wody.
– A nie było ci chłodno? – spytałam z przekąsem.
– Było, a jakże. Przez to pokręciłam drugim.
– I prawie się ugotowałam – dodałam sprawdzając ręką temperaturę wody. Trzeba wyjąć korek – poleciłam, macając po dnie. – A ta pianka skąd? – spytałam mimochodem.
– Z owego pudełka – wskazała na półeczkę wisząca nad jej głową.
Obok proszku „Ariel” stała butelka z wybielaczem. Za nimi sporych rozmiarów flacha z płynem do kąpieli. Pomyślałam, że to i tak szczęście. Mogło być znacznie gorzej.
– Wspaniale – mruknęłam. – Cud będzie jak ci skóry nie wyżre.
– Co zaś? – popatrzyła na mnie nie rozumiejąc.
– Nic, nic. Teraz weźmiesz porządny prysznic, nasmarujesz się potem porządnie tym – podałam jej balsam Maki – włożysz… szatki – na krzesełku położyłam ubrania, która wzięłam spod drzwi – i przyjdziesz do kuchni. Dobrze?
– Mhm – kiwnęła pogodnie głową i dłonią klapnęła parę razy w pianę. – Ładnie pachnie – uśmiechnęła się promiennie.
– Tak. Zwłaszcza w praniu – mruknęłam pod nosem.
Przerażona wizją Helenki, której skóra złazi płatami, jak w amoku wylewam na nią hektolitry wody, gdy naraz usłyszałam jej nie pewny głos.
– Jakowyś dziwny dźwięk.
– To telefon – rzuciłam się do drzwi. – Wycieraj się! – krzyknęłam w galopie. – Halo! – wydyszałam do słuchawki…