Tajemnica szkatułki

Iskry 1997

Literatura 2002

Literatura 2005

Literatura 2014

Bohaterowie „Eliksiru przygód” dobywają tym razem za sprawą cudownego napoju fascynującą podróż w XVII wiek. Czekają tam na nich niezwykłe atrakcje, zagadki przeszłości, tajemnicze postacie i labirynt podziemi pełen pułapek, kryjący legendarny skarb.


ROZDZIAŁ 12

Zagryzłam wargi, starając się nie wybuchnąć płaczem.
– Panie Wojtku, no, panie Wojtku! – Anka jedną ręką szarpała go za łokieć, a drugą rozcierała łzy płynące po policzkach. – Co robimy?
– Zastanawiam się – odpowiedział głucho. – Musimy szukać strzałek, gdzieś tu muszą być… Idziemy – ale na przekór własnym słowom usiadł koło ściany i zrezygnowany zwiesił głowę.
– Jak on idzie za nami – powiedziała wolno z namysłem Anka – tak krok w krok, to znaczy, no, że on nie zna drogi.
– Tak jak my – prychnęłam, ale chyba zrozumiałam o co chodzi.
Helenka przysunęła się do nas bliżej i szepnęła:
– Ja pana Wojtka po próżnicy straszyć nie chcę, ale jak w myślach przypominam sobie drogę naszą, to pewność mam, że my juże od dłuższej chwili źle szli.
Spojrzeliśmy na poetę. Siedział zatopiony w ponurych myślach. Wyglądał jak kupka nieszczęścia i chyba daleki był od tego, by nas pocieszać i wziąć kierownictwo w swoje ręce.
– Słychać go?
– Nie – odszepnęła Anka i pociągnęła nosem. – Cisza. Zatrzymał się.
– Trza tym korytarzem wracać, potem w prawo – szeptała Helenka – nie w lewo… niedobrze prawiłam w prawo. – Zrozpaczona potrząsnęła głową i zaraz schowała ją w ramionach.
Co robić, co robić? Najpierw musimy pozbyć się tego tajemniczego osobnika, a dopiero potem szukać drogi do schodów i oscypka. Obecność tego kogoś, towarzyszącego nam, działa na nas zdecydowanie przygnębiająco.
Naraz Panna Dudzińska wydała pisk, który zabrzmiał radośnie.
– Trza nam zrobić tak – zaszeptała przejęta i kazała się do siebie przysunąć.
Pomysł był dobry, ale pozostający chyba w obszarze teorii.
– Tak? A kto pójdzie na przynętę? – zadałam podstawowe pytanie.
– Ja – odparła szybko Helenka i wyciągnęła z plecaka latarkę. – Najmniejsza jestem, to iść najciszej będę, a i koncept w mojej zrodził się głowie.
– Ja pójdę – zaproponowałam, ale szczerze mówiąc, to nie czułam do tego zbytniego zapału.
– Ja, no, ja – upierała się Anka.
– Ja – odezwała się stanowczo Helenka, przerywając dyskusję. Poprawiła kosmyk włosów za uchem i dodała: – Rzeknijcie panu Wojtkowi, co zamiarujemy. Z Bogiem – dodała po chwili i ruszyła naprzód.